Kazachstan i Kirgistan
2019-01-18
Styczniowy wieczór. Ślizgawka miejska w Gdańsku.
- Mysta! Znalazłem bilety do Kazachstanu za około 550 zł w dwie strony. Lecimy?
- Dobra… Lecimy!
No i polecieliśmy.
Wylądowaliśmy w AŁMATACH 11 maja. Od pierwszej chwili wiedzieliśmy jedno – angielski nam się nie przyda.
Próbowałam zapytać w informacji jak mamy dostać się na osiedle, na którym mieszka nasz HOST (gospodarz) z
COUCHSURFINGU. Po angielsku nie dało rady. Dostałam słuchawkę telefonu. Pani po drugiej stronie znała
odrobinę angielski i w końcu wsiedliśmy do MARSZRUTKI. Powinnam dodać – pierwszej marszrutki…
COUCHSURFING – portal, na którym zarejestrowane są osoby, które udostępniają przejezdnym kanapę. Najważniejszym aspektem korzystania z CS jest to, że spędzamy czas z lokalsami, dzięki którym znacznie lepiej możemy poznać dane miejsce. Jest to temat na odrębny artykuł ;)
Cenna rada na samym początku – nigdy nie pytaj pasażerów, jak masz dojechać w dane miejsce:
Problem numer 1 – ani ja ani Michał nie znamy rosyjskiego. My mówimy po polsku Kazachowie po rosyjsku – po
dłuższej wymianie zdań daliśmy radę się dogadać, ale tu pojawia się…
Problem numer 2 – dużo bardziej istotny – każdy pasażer ma swoją wizję jak do danego miejsca dojechać ;)
Zmienialiśmy marszrutki 5 razy. Kazachowie są bardzo uprzejmi, każdy naprawdę chciał pomóc. Koniec końców
okazało się, że przejażdżka do naszego hosta trwała 4 godziny. A mogliśmy po prostu zostać w pierwszej
marszrutce 92 i być u niego w godzinkę… ;)
Dotarliśmy na jedno z ałmackich osiedli. Orbitel 4. Wysokie dziesięciopiętrowe bloki, place zabaw, kilka sklepów,
uniwersytet amerykański. Bardzo dobra lokalizacja. Przywitał nas nasz host.
Paul. 40-letni Amerykanin w Kazachstanie mieszka od pięciu lat. Gościł nas u siebie na początku i na końcu naszej
wizyty w Azji. Typ człowieka, o którym słyszy się historie, ale nie pomyślelibyśmy, że takiego spotkamy. Dlaczego?
To wyjaśnię Wam na koniec.
Paul niesamowicie ułatwił nam poruszanie się zarówno po Kazachstanie jak i Kirgistanie. Powiedział nam o
aplikacji 2GIS. Działa offline i pokazuje najlepsze marszrutkowe połączenia. Taki odpowiednik naszego „Jak dojadę”.
To jedna z tych podróży, do których podeszliśmy na luzie – co będzie to będzie. Wiedzieliśmy jedynie, że musimy szybko przekroczyć granicę z Kirgistanem, ponieważ chcieliśmy przejść szlak ALTYN ARASHAN (3-dniowy trekking w górach). Planowaliśmy dostać się do KARAKOLU przez wschodnie przejście graniczne. Paul wybił nam to z głowy. Do granicy można było podjechać tylko taksówką lub autostopem. Po jej przekroczeniu zostałoby nam łapanie
stopa w stronę Karakolu. Oboje z Michałem już stopowaliśmy. Ja niewiele w porównaniu do mojego kompana, którego śmiało mogłabym nazwać ekspertem w tej dziedzinie. Problem polegał na tym, że dopiero skończyła się zima, droga jest górska, niewiele aut wybiera tę trasę w tym okresie. Mieliśmy na cały wyjazd tylko 11 dni. Woleliśmy nie ryzykować i postanowiliśmy, że pojedziemy zachodnią stroną - przez BISZKEK. Była to słuszna decyzja.
Z samego rana wzięliśmy SHARED TAXI do granicy. Stamtąd udaliśmy się marszrutką do Biszkeku, a następnie do KARAKOLU. Karakol to niewielka miejscowość. Nie ma tam zbyt wiele do zrobienia, zobaczenia, ale jest to świetna baza wypadowa w góry. Tego właśnie potrzebowaliśmy.
SHARED TAXI – to taksówka, ale nietypowa. Kierowca czeka do momentu, kiedy wszystkie siedzenia w aucie będą zajęte. Można czekać 5 minut, a można czekać 1,5 godziny..
Niewiele jest miejsc w Kirgistanie, gdzie można porozumieć się po angielsku. Dzięki rekomendacji Kopra (chwała Ci za to!) trafiliśmy do NICE HOSTEL. Właściciel – sympatyczny, skromny, pracowity i niezwykle pomocny człowiek, a do tego doskonale zna angielski. Niestety nasz jedyny zaplanowany punkt programu legł w gruzach…Okazało się, że nie możemy zrobić szlaku w całości. W górach było wciąż mnóstwo śniegu i bez przewodnika i sprzętu nie damy rady go przejść. Mogliśmy jedynie zrobić część. Tak też się stało.
Poranek przywitał nas ulewą i … zatruciem pokarmowym. Mimo to, stwierdziliśmy, że idziemy. Oprócz błota i turbulencji żołądkowych szlak był przepiękny. Z racji niekorzystnej pogody, na trasie nie było poza nami prawie nikogo. Minęliśmy może 3 osoby. Za to kompanami były inne stworzenia! Konie! Mnóstwo koni!!! Muszę przyznać, że kiedy ustępowaliśmy pierwszej grupie (około pięćdziesięciu) czułam się trochę nieswojo. Z czasem masa tych zwierząt przebiegająca obok nas stała się normą.
Doszliśmy do JURTA CAMPu gdzie mogliśmy napić się ciepłej herbaty i naładować akumulatory. W okolicy jest kilka gorących źródeł, więc poszliśmy się zrelaksować do jednego z nich. Następnie zrobiliśmy jeszcze jeden krótki hike, a zwieńczeniem dnia była pogawędka z garstką innych wędrowców. Kolejnego dnia ruszyliśmy z samego rana w stronę jeziora. Niestety jak zapowiadał właściciel hostelu – w pewnym momencie droga stała się nie do przejścia. Postanowiliśmy wrócić jeszcze tego samego dnia do Karakolu, a następnego wybrać się na kolejną wędrówkę. Padło na JETI-OGUZ.
Wraz z dwiema Francuzkami wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy do wioski oddalonej o 27 km. Jeti-Oguz przywitała nas fantastycznymi, czerwonymi formacjami skalnymi. Wyskoczyliśmy z taksówki, znaleźliśmy jurtę, zostawiliśmy większość rzeczy i ruszyliśmy na trekking do wodospadu. Szlak prowadzi wzdłuż rzeki do Doliny Kwiatów, a następnie czeka nas podejście do wodospadu. Trasa sama w sobie nie jest trudna, natomiast oznakowanie szlaku, a właściwie jego brak na podejściu może przysporzyć problemów. Z Doliny Kwiatów do wodospadu jedynym oznaczeniem szlaku są ścieżki wydeptane przez konie. Problem w tym, że ile koni tyle tras… Po jakimś czasie stwierdziliśmy, że czas schować dumę w kieszeń i odpaliliśmy MAPS.ME. Wodospad sam w sobie nie jest spektakularny, ale trasa i widoki dookoła są przepiękne.
27 km - Zapłaciliśmy zaledwie 10 zł od osoby… Żyć nie umierać ;
MAPS.ME -Aplikacja z mapami działająca offline
Po powrocie do wioski mieliśmy jeszcze sporo czasu. Więc stwierdziliśmy, że tylko wypijemy herbatę, pójdziemy do jedynego sklepiku w wiosce, a potem pomaszerujemy w stronę czerwonego kanionu. Mały sklep, ale kupisz wszystko. Od pieczywa, przez ciuchy, do części samochodowych. Na jednej z półek zauważyłam klapki. O klapeczki! Przydadzą się! Miło będzie wieczorem zdjąć treki i wskoczyć niczym prawdziwy Polak w klapki w skarpetkach. Jaka jest złota zasada kupowania butów? Przymierz całą parę. Zawsze. Ale po co mam dwa klapki przymierzać? Bez przesady. Za całe 6 PLN kupiłam fioletowe, gumowe klapki. Szczęśliwa zaniosłam je do jurty i dawaj na szlak!Wspięliśmy się asfaltową drogą na jedno ze wzgórz. Widoki wspaniałe. Teraz trzeba znaleźć jakieś ścieżki do kanionu. Wleźliśmy między krzewy, gdzie prowadziła wąziutka ścieżyna wydeptana przez kozy. Schodząc w dół usłyszeliśmy krzyki. Obróciliśmy się, a za nami Kirgijczyk na koniu zagania gdzieś stado kóz i macha do nas coś pokrzykując. Zrozumieliśmy tyle, że tam nie ma przejścia, że tam nie wolno. Jak nie ma przejścia skoro przed nami jest ścieżka? Grzecznie podziękowaliśmy za rady (mamy nadzieję, że nas zrozumiał) i postanowiliśmy iść dalej. Doszliśmy do koryta rzeki. Była wąska więc przeszliśmy na drugą stronę. Szliśmy ścieżką jeszcze przez chwilę i dróżka się urwała. Nie chcieliśmy wracać tą samą drogą. Wiedzieliśmy, że jeśli pójdziemy wzdłuż rzeki to za jakiś czas dojdziemy do drogi. Ale skoro już jesteśmy w kanionie to grzechem byłoby nie wejść na jedną ze skał. Może będzie widać ośmiotysięczniki, których widokiem napawaliśmy się rano, jadąc taksówką. Weszliśmy. A tam kolejny wierzchołek. Dobra wejdźmy jeszcze na ten, może je zobaczymy… Nie zobaczyliśmy.Wróciliśmy do rzeki. Szliśmy podziwiając czerwone skały, aż dotarliśmy do bramki. W tym momencie dotarło do nas co miał na myśli zaganiacz owiec… Zmarnowani myśleliśmy, że nie będzie możliwości przejścia. Nagle pojawił się Kirgijczyk na koniu. Od słowa do słowa okazało się, że może bramkę otworzyć, ale musimy iść szybko w kierunku drogi, nigdzie się nie zatrzymując, bo będziemy przechodzić koło jednostki militarnej. Dotarliśmy do jurty. Czas wskoczyć w klapeczki!!! Wkładam mierzony. O jak przyjemnie! Wkładam drugi… Zaraz… Nie włożę… Za mały! Oba w rozmiarze 39 co prawda, długość ta sama, ale niestety paski w drugim o połowę krótsze…
Wstaliśmy wcześnie, żeby załapać się na pierwszy samochód w stronę Karakolu. Powoli musieliśmy wracać do Kazachstanu, gdzie chcieliśmy zrobić jeszcze dwa krótkie trekkingi. Stanęliśmy pod sklepikiem czekając, aż zacznie się jakiś ruch. Podjechało kilka aut, ale kierowcy chcieli zedrzeć z nas kasę. Czekaliśmy jeszcze chwilę. W międzyczasie pogadaliśmy ze starszym panem:- Skąd jesteście? - z Polski. - OOOO Polska!!! Jaruzelski!!! Żyje jeszcze? Pierwszy raz spotkaliśmy się z tym, że z Polską kojarzy się ktoś inny niż Jan Paweł II, Lech Wałęsa czy Robert Lewandowski.
Podeszła do nas Kirgijka i mówi, że może nas wziąć do Karakolu - i tak dzieci musi odwieźć do szkoły. Pozwoliła nam wsiąść do samochodu i poczekać aż wydoi konie. Czekaliśmy w aucie razem z jej najmłodszym synem – na oko 3-letnim. Wszystko idzie jak z płatka, bawimy się z nim. Do czasu. Chłopczyk znajduje… sprej do czyszczenia tapicerki. Patrzy na nas z paluszkiem na spreju. My na niego. Na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. „Nie, nie, nie naciskaj”! Jak można się domyśleć - nacisnął… Po przepchnięciu się na przednie siedzenia udało nam się otworzyć drzwi i wywietrzyć pojazd… Droga do Karakolu upłynęła nam w atmosferze wrzasku mamy i niezadowolenia chłopca.
Kolejnego dnia byliśmy już w Kazachstanie. Wybraliśmy się nad JEZIORO AŁMACKIE położone na wysokości 2 511 m n.p.m. Nie obyło się bez przygód. Jechaliśmy razem ze Słowakami starą Ładą. Taką jak miał mój Tata wiele lat temu. Najlepsze auto pod słońcem. Wszyscy gadaliśmy po swojemu, ale że Łada to „szalona maszyna” zrozumieli wszyscy ☺ Kiedy wysiedliśmy z auta ruszyliśmy na szlak. Przechadzając się przy tafli jeziora, ni stąd, ni zowąd, wyskoczył na nas strażnik. „Tu nie można! 100 dolarów kary!” Nie było opcji, żebyśmy tyle zapłacili - nie mieliśmy przy sobie takiej gotówki. Zadzwonił do jednego ze swoich przełożonych i dał mi słuchawkę.
- Ilu Was tam jest?
- Tylko dwójka.
- Z jakimś przewodnikiem?
- Nie, jesteśmy sami. Weszliśmy na szlak i szliśmy cały czas wzdłuż ścieżki.
- Tu nie można! To zamknięty szlak! Tylko osoby z odpowiednimi permitami mogą tamtędy chodzić.
- Przepraszam nie widzieliśmy żadnego znaku.
- Musicie zapłacić mandat! 100 dolarów!
- Nie mamy tyle pieniędzy. Jesteśmy z Polski, za 2 dni mamy lot powrotny.
- Aaaaa Polska! No dobra, dajcie mu 5000 KZT.
Tym sposobem zeszliśmy ze 100 USD do 50 PLN. Po mandacie mogliśmy zrobić jeszcze kilka zdjęć i ruszyliśmy szlakiem wskazanym przez strażnika. Almaty Lake jest bardzo ładnym miejscem. Na pewno warto się tam wybrać będąc na południu Kazachstanu.
Wróciliśmy do Paula. Zastanawialiśmy się dlaczego przeprowadził się akurat do Kazachstanu. Tutaj rozwinę jego wątek. Urodził się w USA w rodzinie Amiszy. Amisze to zamknięta społeczność. Nie mają telewizorów, radia, żyją swoim życiem z dala od zgiełku nowoczesnego świata. Mają swoje zasady, prawa, edukację. Kiedy Paul skończył 16 lat postanowił uciec. Chciał zobaczyć co jest za granicami jego świata. Czuł, że z życia można mieć coś więcej niż to co zna do tej pory. Uciekł i nie wiedział jak żyć. Telefon? Nie miał zielonego pojęcia jak z niego korzystać. Spotkał chłopaka w tym samym wieku, który uciekł z rodziny katolickiej. Ten ukradł ojcu samochód i piłę. Nauczył Paula jak radzić sobie w wielkim świecie. Zarabiali ścinając drzewa i sprzedając drewno. Paul postanowił skończyć szkołę (u Amiszy kończy się tylko kilka pierwszych klas podstawówki), został nauczycielem. Zaczął podróżować. Kilka lat spędził w Afryce, Chinach, Wietnamie ucząc matematyki. Przyszedł czas na Kazachstan. Poznał Kirgijkę, ożenił się z nią. Razem z Paulem mieszka 8-letni Islam. Siostrzeniec żony Paula. Myśleli, że jest głuchy. Dopiero gdy Amerykanin zabrał go na badania okazało się, że ma ogromną wadę słuchu. Po dwóch operacjach nosi aparat słuchowy i pierwszy język jakiego się nauczył to angielski.
Ostatni dzień miał być lekkim trekkingiem. Wybraliśmy się z Paulem i Islamem na KIM-ASHAR HIKE. Koniec końców okazał się jednym z najcięższych – w wyższych partiach było mnóstwo śniegu. Robiliśmy 2 kroki i zapadaliśmy się po pas. Nigdy droga tak bardzo mi się nie dłużyła. 2 kroki i bum! Zapadam się. Wygrzebuję się mozolnie. 2 kroki i bum! Zapadam się. I tak w kółko. Byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Całą resztą wyjazdu chodziłam w fioletowych klapkach. Jednym totalnie za małym (z połową stopy wystającą za klapek.
Kazachstan i Kirgistan to jedne z najpiękniejszych krajów jakie miałam okazję zobaczyć. Przepiękna, zróżnicowana natura, prostota, wspaniali ludzie. To kraje jeszcze nie „skażone” współczesną turystyką. Z pewnością wrócę w te niesamowite rejony, tym razem na zdecydowanie dłużej.
KILKA RAD PRAKTYCZNYCH:
- WIZY – do obu państw nie trzeba ich załatwiać wcześniej. Musimy mieć tylko paszport.
- 2GIS – koniecznie ściągnijcie. Świetna aplikacja offline z połączeniami marszrutek.
- MAPSME – bardzo dokładne mapy offline
- REVOLUT – jeśli nie chcecie brać zbyt dużo gotówki, w banku macie słaby przelicznik, opłaty za płatności kartą za granicą, to jest to rozwiązanie dla Was. Karta VISA przychodzi w ciągu kilku dni, a kursy są bardzo dobre. Działa w ponad 130 krajach.
- COUCHSUFING – wszędzie gdzie jadę, staram się z niego korzystać. Jest to portal, na którym zalogowani są ludzie z całego świata, którzy podróżują, bądź mogą udostępnić kawałek dachu nad głową, poświęcić swój czas dla Was. Couchsurferzy to bardzo otwarci i pozytywni ludzie. Możliwość spędzania czasu i poznawanie danego miejsca z „lokalsami”, to najlepsze co może nas spotkać w podróży.
- TARGOWANIE SIĘ – można, ale nie zawsze warto. Np. JURTACAMPEM na Altyn Arashan zajmują się starsi ludzie, bardzo mili, gościnni. Czy warto zbić 5-10 zł, kiedy dla nich to już całkiem sporo?
- MARSZRUTKI – bardzo polecam ten środek transportu. Z 2GIS bardzo łatwo je ogarnąć- KAWA – raczej jej tutaj nie piją. Jeśli jesteś smakoszem kawy warto wziąć swoją.- KONIE – są wszędzie. Jeśli się ich boisz – nie jedź!
- JURTY, POMIESZCZENIA, MECZETY – oczywiście przed wejściem koniecznie trzeba ściągnąć buty.
- PRZEKRACZANIE GRANICY KAZACHSTAN/KIRGISTAN – jeśli masz dużo czasu to śmiało możesz wybrać wschodnią granicę. Być może będziesz zmuszony przenocować jedną noc w pobliżu granicy, ale tereny w tamtej okolicy są ponoć przepiękne. Jeśli natomiast masz niewiele czasu wybierz granicę zachodnią. Z Ałmatów do Karakolu spokojnie można dojechać w 1 dzień.
- JEDZENIE – pomijając jedno lekkie zatrucie pokarmowe jedzenie jest bardzo dobre i tanie. Nie warto targać ze sobą liofilizatów. Np. na targu w Karakolu możemy się zaopatrzyć na kilkudniowy trekking.
CO WZIĄĆ:
- BUTY – Zastanawiałam się czy wziąć wysokie buty trekkingowe czy podejściówki. Wybór padł na te pierwsze i byłam bardzo zadowolona. Osobiście odradzam sandały trekkingowe. Szlaki to często mieszanka błota i końskiego łajna. Łatwo o zakażenie jeśli mamy jakieś ranki. Miałam ze sobą buty GARMONT TUNDRA (obecnie w sprzedaży ulepszona wersja tego modelu - MISURINA)
- ŚPIWÓR – temperatury w nocy mogą być niskie. Warto zaopatrzyć się w śpiwór o termice dostosowanej do sezonu w jakim się wybieramy. Ja zabrałam ze sobą śpiwór syntetyczny FJORDA NANSENA TOKK MID
- NAMIOT – biorąc pod uwagę, że czeka nas masa wędrówek, namiot powinien być lekki. Chodzenie z 4-kilowym kolosem, będzie dosyć uciążliwe. Jeśli jedziemy sami, możemy pomyśleć np. o FN TROMVIK I. Jeśli jedziemy we dwie osoby lekką opcją będzie np. FN TROMVIK II. Waży 2kg, a możemy go przecież podzielić na 2 osoby ;)
- KARIMATA/MATA SAMOPOMPUJĄCA/MATERACYK – sporo nocy spędzimy w namiocie. Musi nam być wygodnie. Wedle uznania możemy wziąć ze sobą karimatę. Osobiście nie polecam ze względu na wielkość (szczególnie jeśli mamy do dyspozycji tylko bagaż podręczny). Dla mnie maty są o wiele wygodniejsze, ale przede wszystkim znacznie mniejsze po spakowaniu. Wzięłam ze sobą FN ENMO LIGHT. Jest to rozsądne wyjście pod kątem jakości i ceny. Można zainwestować w świetne maty czy materacyki SEA TO SUMMIT (np. COMFORT LIGHT, ULTRALIGHT) czy THERMAREST (np. PROLIGHT PLUS, NEOAIR X-LITE), ale trzeba liczyć się z tym, że wydamy znacznie więcej pieniędzy. WAŻNE!!! Istotne jest w jakim okresie jedziemy. Maty mają podany R-VALUE (współczynnik izolacji termicznej). Jeśli będziecie jechać zimą, współczynnik ten nie powinien być mniejszy niż 3,5.
- PLECAK Z DOBRĄ WENTYLACJĄ – czeka nas dużo wędrowania. Plecak z dobrym systemem wentylacji znacznie uprzyjemni nam wędrówkę. Pamiętaj, żeby przed kupnem plecaka przymierzyć kilka modeli różnych marek. Często jesteśmy przekonani co do jednej firmy, a po przymierzeniu okazuje się, że jednak plecaki innej znacznie lepiej nam leżą. Polecam plecaki GREGORY (np. OCTAL, JADE) czy DEUTER (np. FUTURA PRO)
- BIELIZNA TERMICZNA – szczególnie w okresie zimowym czy wczesno-wiosennym warto wziąć bieliznę termiczną (szczególnie w kontekście spania). Mój wybór padł na mieszankę wełny merino (42%) i syntetyków (58%) FN MERINO LONGSLEEVE i LEGGINS.
- SOFTSHELL – to mój ulubiony typ odzieży outdoorowej. Wiatroszczelna, oddychająca warstwa wierzchnia sprawdza się znakomicie. W zależności od sezonu możemy wybrać cieniutką opcję, która nie będzie nas dogrzewać (np. BLACK DIAMOND ALPINE START HOODY), wersję ciut grubszą (np. THE NORTH FACE NIMBLE HOODIE) lub softshell podbity polarem (np. JACK WOLFSKIN ZENON).
- POLAR/SWETER SYNTETYCZNY – popołudniami robi się chłodno. Warstwa docieplająca to „must have”. Można wybrać polar (np. cieńszy TNF MEZZALUNA HOODIE FULL ZIP, lub coś grubszego np. JW MOONSHINE TRACK WOMAN, czy PATAGONIA PERFORMANCE BETTER SWEATER FLEECE). Wybór może paść również na sweter syntetyczny lub hybrydy (np. FN HASVIK WIND, DYNAFIT TRANSALPER THERMAL HOODY)
- MEMBRANA – warstwa wodoszczelna na pewno się przyda. Osobiście polecam produkty PACKLITE – lekkie kurtki, które będą stanowiły świetną ochronę przed deszczem, a praktycznie nie będziemy czuli ich na sobie (np. BD LIQUID POINT SHELL, MARMOT MINIMALIST)
- OKULARY – przydają się na każdym wyjeździe. Uniwersalną opcją będą okulary z kategorią 3 (np. JULBO EXTEND SPECTRON 3+)
- BUFF/HUSTA WIELOFUNKCYJNA – może służyć za czapkę, komin, kominiarkę, opaskę na oczy itp. (np. BUFF, FJORD NANSEN)
- KLAPECZKI :D - a jeśli nie weźmiecie, to przynajmniej kupując na miejscu przymierzcie oba :D
Teskt i zdjęcia:
Kasia z Tuttu Gdańsk
Pokaż więcej wpisów z
Styczeń 2019
Polecane
Promocja
Mata samopompująca ENMO LIGHT 570g / 2.5cm
199,99 zł brutto/1szt.Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 239,99 zł/1szt.-16%
Cena katalogowa: 299,99 zł brutto/1szt.-33%