Okno Pogodowe
2017-02-03
Tydzień pomiędzy świętem Trzech Króli, a kolejnym weekendem pojawił się w naszej świadomości, jako szansa na wyludnione i spokojne Tatry, bez tłumu turystów. Co prawda prognoza nie była już tak optymistyczna, ale dwudniowe okno pogodowe było wystarczającym magnesem. Zawsze w odwodzie można przecież poszusować na nartach.
Dzień przyjazdu zazwyczaj nie obfituje w zbyt wielkie możliwości działania w górach, a już na pewno nie w styczniu. Dzień jest na tyle krótki, a droga z Gdańska na tyle długa, że po spokojnym dojściu do schroniska pozostaje czas na delikatny rekonesans i niewiele ponad to.
Za naszą bazę obraliśmy Chatu pri Zelenom Plese (1550 m.n.p.m.). Pięknie położone schronisko, nad którym góruje północna ściana Małego Kieżmarskiego Szczytu (2514 m.n.p.m.), który z tej perspektywy przypomina południową ścianę Lhotse. Śmiałe porównanie, skala nie do końca ta, ale nie zmienia to faktu, że wrażenie robi spore.
Schronisko pustawe, klimat przyjazny, posiłki bardzo syte, piwo zimne i smaczne… Wypoczynek pełną gębą.
Drugi dzień zaczynamy od porządnego śniadania, które mocno przesunęło naszą godzinę wyjścia. Więcej sił kosztem, krótszego dnia. Niestety przyjdzie nam to mocno odczuć.
Planu konkretnego nie było. Wszystko uzależnialiśmy od warunków i stanu żlebów, którymi mieliśmy się poruszać. Widzieliśmy już, że możemy się w nich spodziewać ponad dwumetrowych warstw śniegu (pomiary sondą), zatem była to wielka niewiadoma.
Weszliśmy w Złotą Drabinę, na wcześniej wspomnianej ścianie Małego Kieżmarskiego. Tam chwilami w bardzo głębokim śniegu, wychodzimy w końcu do Złotego Kotla. Tutaj śnieg bardziej zmrożony pozwalana na szybsze poruszanie się po kolejnym etapie, Niemieckiej Drabinie. Na czekanach i rakach sukcesywnie trawersujemy i podchodzimy w górę. Okazuje się, ze mój jeden techniczny czekan, to chwilami trochę za mało, co odbija się na czasie poruszania. Pomimo tego, dość sprawnie docieramy zmrożonymi żlebami do Złotej Przełączki (2230 m.n.p.m.). Podejście nie jest trudne technicznie, ale wymaga włożenia siły w to, by sprawnie i pewnie pokonywać drogę bez pomyłki. Wyhamowanie przy potencjalnym upadku w tym terenie nie należałoby do najłatwiejszych.
Na przełęczy w końcu konkretyzujemy cel. Będzie to Łomnica (2634 m.n.p.m.), wielki symbol Tatr Wysokich, którego wartość obniża trochę stacja kolejki na szczycie, ale pomijając ten element, to jest to bardzo ciekawa góra.
Schodzimy stromo w dół do Miedzianego Ogródka. Śnieg mieszany. Miejscami zmrożony beton, a innymi partiami kopny i osuwający się. Teren nie pozwala na odpoczynek, wymaga raczej ciągłego przemieszczania się. Po przejściu etapu na Miedzianych Ławkach kierujemy się już bezpośrednio na wierzchołek Łomnicy. Przechodzimy stromym terenem do przełęczy otwierającej wejście w Grań Wideł i dalej na szczyt, gdzie wzbudzamy wielkie zainteresowanie turystów, którzy dostali się tam kolejką. Za nami bardzo ładna droga w zimowych warunkach, gdzie raki i dziaby to podstawa. Na szczęście w końcowym etapie Włodek użyczył mi jedną ze swoich dwóch dziabek, co znacznie przyspieszyło tempo, a dodatkowo odciążyło zmęczone już nogi, na których do tej pory opierała się głównie moja wspinaczka.
Piękne widoki na szczycie, chwila odpoczynku i schodzimy. Rezygnujemy z zejścia Miedzianą Kotlinką, ze względu na warunki, godzinę i zmęczenie. Jest to krótsza droga, ale na pewno bardziej wymagająca. Schodzimy do stacji kolejki poniżej Łomnickiej Kopy w terenie relatywnie łatwym, chwilami ubezpieczonym w skale łańcuchami i klamrami. Przed nami pozostaje trawers i podejście do Rakuskiego Przechodu (2030 m.n.p.m.). Ten etap pokonujemy już po zmroku, w wolnym tempie. Śnieg często zapada się nam po kolana, a noga grzęźnie w przykrytych nim piarżyskach. Kosztuje nas to sporo sił i trochę nerwów. Na szczęście po trawersie Huncowskiego Szczytu (2352 m.n.p.m.) natrafiamy na prowadzący na przełęcz szlak. Przynajmniej jakieś potwierdzenie obranego kierunku. Nawet przepiękne widoki na świecące w mroku miasta w dolinie, nie do końca rekompensują nam wysiłek. Na grzbiecie szukamy właściwego przejścia. Zajmuje nam to chwilę, aż w końcu natrafiamy na znaki. Teraz już tylko droga w dół doliny, która okazuje się na szczęście łatwa i czytelna. Do tego księżyc tak oświetla nam trasę, że nawet czołówka nie jest potrzebna. W schronisku meldujemy się po godzinie 20. Obsługa życzliwie wydaje nam kolację pomimo ponad dwóch godzin spóźnienia, a piwo smakuje jak zwykle po takim wysiłku, czyli wybornie;)
Podsumowując, droga bardzo ciekawa, długa i wymagająca (ponad 1300 metrów przewyższenia). Zdecydowanie warto rozpocząć ją szybciej, nawet kosztem śniadania i uposażyć się w dwa techniczne czekany, bądź dziaby.
Krajobrazy wyśmienite, warunki mieliśmy stabilne, bardzo dobre. Temperatura około -13 C. Droga na szczyt cały czas po stokach północnych, więc zacienionych. Pomimo słonecznego dnia, promienie dosięgły nas dopiero na szczycie Łomnicy.
Prognozy sprawdzają się w 100%. Rano budzi nas intensywny opad śniegu, który skutecznie zamyka nasze działanie w górach. Pozostaje nam zejście w dół i wypoczynek w termach w Oravicy, który bardzo nam służy na zmęczony wczorajszym dniem organizm. Na deser narty w Rohace- Spalena i wyjazd można podsumować, jako bardzo udany.
Podziękowania dla Włodka i Marcina, współtowarzyszy wyjazdu.
Tekst: Łukasz O. ( Tuttu Gdańsk)
Fotografie: Łukasz O.
Schemat pochodzi z: Tatry Wysokie; Przewodnik taternicki; Witold Henryk Paryski
Dzień przyjazdu zazwyczaj nie obfituje w zbyt wielkie możliwości działania w górach, a już na pewno nie w styczniu. Dzień jest na tyle krótki, a droga z Gdańska na tyle długa, że po spokojnym dojściu do schroniska pozostaje czas na delikatny rekonesans i niewiele ponad to.
Za naszą bazę obraliśmy Chatu pri Zelenom Plese (1550 m.n.p.m.). Pięknie położone schronisko, nad którym góruje północna ściana Małego Kieżmarskiego Szczytu (2514 m.n.p.m.), który z tej perspektywy przypomina południową ścianę Lhotse. Śmiałe porównanie, skala nie do końca ta, ale nie zmienia to faktu, że wrażenie robi spore.
Schronisko pustawe, klimat przyjazny, posiłki bardzo syte, piwo zimne i smaczne… Wypoczynek pełną gębą.
Drugi dzień zaczynamy od porządnego śniadania, które mocno przesunęło naszą godzinę wyjścia. Więcej sił kosztem, krótszego dnia. Niestety przyjdzie nam to mocno odczuć.
Planu konkretnego nie było. Wszystko uzależnialiśmy od warunków i stanu żlebów, którymi mieliśmy się poruszać. Widzieliśmy już, że możemy się w nich spodziewać ponad dwumetrowych warstw śniegu (pomiary sondą), zatem była to wielka niewiadoma.
Weszliśmy w Złotą Drabinę, na wcześniej wspomnianej ścianie Małego Kieżmarskiego. Tam chwilami w bardzo głębokim śniegu, wychodzimy w końcu do Złotego Kotla. Tutaj śnieg bardziej zmrożony pozwalana na szybsze poruszanie się po kolejnym etapie, Niemieckiej Drabinie. Na czekanach i rakach sukcesywnie trawersujemy i podchodzimy w górę. Okazuje się, ze mój jeden techniczny czekan, to chwilami trochę za mało, co odbija się na czasie poruszania. Pomimo tego, dość sprawnie docieramy zmrożonymi żlebami do Złotej Przełączki (2230 m.n.p.m.). Podejście nie jest trudne technicznie, ale wymaga włożenia siły w to, by sprawnie i pewnie pokonywać drogę bez pomyłki. Wyhamowanie przy potencjalnym upadku w tym terenie nie należałoby do najłatwiejszych.
Na przełęczy w końcu konkretyzujemy cel. Będzie to Łomnica (2634 m.n.p.m.), wielki symbol Tatr Wysokich, którego wartość obniża trochę stacja kolejki na szczycie, ale pomijając ten element, to jest to bardzo ciekawa góra.
Schodzimy stromo w dół do Miedzianego Ogródka. Śnieg mieszany. Miejscami zmrożony beton, a innymi partiami kopny i osuwający się. Teren nie pozwala na odpoczynek, wymaga raczej ciągłego przemieszczania się. Po przejściu etapu na Miedzianych Ławkach kierujemy się już bezpośrednio na wierzchołek Łomnicy. Przechodzimy stromym terenem do przełęczy otwierającej wejście w Grań Wideł i dalej na szczyt, gdzie wzbudzamy wielkie zainteresowanie turystów, którzy dostali się tam kolejką. Za nami bardzo ładna droga w zimowych warunkach, gdzie raki i dziaby to podstawa. Na szczęście w końcowym etapie Włodek użyczył mi jedną ze swoich dwóch dziabek, co znacznie przyspieszyło tempo, a dodatkowo odciążyło zmęczone już nogi, na których do tej pory opierała się głównie moja wspinaczka.
Piękne widoki na szczycie, chwila odpoczynku i schodzimy. Rezygnujemy z zejścia Miedzianą Kotlinką, ze względu na warunki, godzinę i zmęczenie. Jest to krótsza droga, ale na pewno bardziej wymagająca. Schodzimy do stacji kolejki poniżej Łomnickiej Kopy w terenie relatywnie łatwym, chwilami ubezpieczonym w skale łańcuchami i klamrami. Przed nami pozostaje trawers i podejście do Rakuskiego Przechodu (2030 m.n.p.m.). Ten etap pokonujemy już po zmroku, w wolnym tempie. Śnieg często zapada się nam po kolana, a noga grzęźnie w przykrytych nim piarżyskach. Kosztuje nas to sporo sił i trochę nerwów. Na szczęście po trawersie Huncowskiego Szczytu (2352 m.n.p.m.) natrafiamy na prowadzący na przełęcz szlak. Przynajmniej jakieś potwierdzenie obranego kierunku. Nawet przepiękne widoki na świecące w mroku miasta w dolinie, nie do końca rekompensują nam wysiłek. Na grzbiecie szukamy właściwego przejścia. Zajmuje nam to chwilę, aż w końcu natrafiamy na znaki. Teraz już tylko droga w dół doliny, która okazuje się na szczęście łatwa i czytelna. Do tego księżyc tak oświetla nam trasę, że nawet czołówka nie jest potrzebna. W schronisku meldujemy się po godzinie 20. Obsługa życzliwie wydaje nam kolację pomimo ponad dwóch godzin spóźnienia, a piwo smakuje jak zwykle po takim wysiłku, czyli wybornie;)
Podsumowując, droga bardzo ciekawa, długa i wymagająca (ponad 1300 metrów przewyższenia). Zdecydowanie warto rozpocząć ją szybciej, nawet kosztem śniadania i uposażyć się w dwa techniczne czekany, bądź dziaby.
Krajobrazy wyśmienite, warunki mieliśmy stabilne, bardzo dobre. Temperatura około -13 C. Droga na szczyt cały czas po stokach północnych, więc zacienionych. Pomimo słonecznego dnia, promienie dosięgły nas dopiero na szczycie Łomnicy.
Prognozy sprawdzają się w 100%. Rano budzi nas intensywny opad śniegu, który skutecznie zamyka nasze działanie w górach. Pozostaje nam zejście w dół i wypoczynek w termach w Oravicy, który bardzo nam służy na zmęczony wczorajszym dniem organizm. Na deser narty w Rohace- Spalena i wyjazd można podsumować, jako bardzo udany.
Podziękowania dla Włodka i Marcina, współtowarzyszy wyjazdu.
Tekst: Łukasz O. ( Tuttu Gdańsk)
Fotografie: Łukasz O.
Schemat pochodzi z: Tatry Wysokie; Przewodnik taternicki; Witold Henryk Paryski
Marcin na szlaku do Chatu pri Zelenom Plese; w tle Północna ściana Małego Kieżmarskiego Szczytu (2514 m.n.p.m.)
Północna ściana Małego Kieżmarskiego Szczytu (2514 m.n.p.m.), w pełnej okazałości
Otoczenie Chaty pri Zelenom Plese: (od lewej) Łomnica (2634 m.n.p.m.), Baranie Rogi (2526 m.n.p.m.), Czarny Szczyt (2429 m.n.p.m), Jastrzębia Turnia (2137 m.n.p.m.) i Kołowy Szczyt (2418 m.n.p.m.)
Marcin stoi przed odwiecznym dylematem... Wspinanie, czy wypoczywanie?
Chata pri Zelenom Plese; widok na: Kołowy Szczyt (2418 m.n.p.m.), Jastrzębia Turnia (2137 m.n.p.m.), Jagnięca Dolina i Jagnięcy Szczyt (2230 m.n.p.m.)
Włodek z Kołowym Szczytem (2418 m.n.p.m.), Jastrzębia Turnią (2137 m.n.p.m.) i Jagnięcym Szczytem (2230 m.n.p.m.) w tle
Widok w dół Niemieckiej Drabiny prowadzącej żlebami Małego Kieżmarskiego Szczytu
Włodek w drodze na Złotą Przełączkę (2230 m.n.p.m.) z Baranimi Rogami w tle ( 2526 m.n.p.m.)
Marcin na początku Miedzianych Ławek, z widokiem na naszą drogę ze Złotej Przełączki po lewej (2230 m.n.p.m.) przez Miedziany Ogródek u dołu
Widok z Łomnicy (2634 m.n.p.m.) na Grań Wideł
Widok z Łomnicy (2634 m.n.p.m.) z Gerlachem (2655 m.n.p.m.) na środku ostatniego planu
Zmierzch nad Słowacją, widziany z okolic Łomnickiej Przełęczy (2190 m.n.p.m.)
Widok na Słowację z okolic Łomnickiej Przełęczy (2190 m.n.p.m.)
Zielony Potok w zimowej aurze
Schemat naszego wejścia na Łomnicę (2634 m.n.p.m.)
Pokaż więcej wpisów z
Luty 2017
4.88 / 5.00
3794 opinii
Zaufane Opinie IdoSell
2024-11-19
Jak zawsze z TUTTU - wszystko przebiegło perfekcyjnie.
Dziękuję i polecam innym...
2024-11-15
Polecam