Rowerem po Orlich Gniazdach
2020-09-07
Rowerem po Orlich Gniazdach
W tym roku nasze wakacje miały być zupełnie inne niż rok temu. Zamiast wygrzewać się na chorwackiej plaży, chciałem spędzić czas z rodziną bardziej aktywnie. Pomysł na rowerowe „Orle Gniazda” pojawił się po tym, jak syn otrzymał nowy rower z kołami 24-calowymi. Adaś chciał sprawdzić jak szybko, daleko i długo będzie mógł jechać na swoich dwóch kółkach. Zaproponowałem przejażdżkę czerwonym szlakiem z Częstochowy do Krakowa, po drodze odwiedzając zamki i strażnice – około 190 km. Pomysł spodobał się całej rodzinie. Syn 8 lat, córka 3 lata, żona i ja trochę więcej…
Przygotowania:
Do naszej rodzinnej wyprawy przygotowywaliśmy się ok. 2 tygodni. To był idealny czas na sprawdzenie sprzętu, stworzenie listy niezbędnych rzeczy i trening, aby sprawdzić, czy dzieci będą w stanie przejechać 30 – 40 km dziennie. Aby umożliwić wyjazd całej naszej czwórce, należało sprostać nowym wyzwaniom. Zapewnić maksimum bezpieczeństwa i być przygotowanym na wszelkie zmiany, które mogą nas zaskoczyć na szlaku.
Szczegóły:
- O trasie można znaleźć wiele informacji w necie. Ja skorzystałem ze strony Silesia Travel. Znalazłem tam wiele przydatnych ciekawostek od opisu szlaku, atrakcji, po track w formacie GPX lub KML https://www.orlegniazda.pl/Trasy/Pokaz/12398/szlak-rowerowy-orlich-gniazd/1533
- Dobrze jest kupić bilety kolejowe dzień wcześniej. Lepiej nie stać w kolejce zaraz przed odjazdem pociągu.
W moim przypadku bardzo dobrze sprawdziła się opcja zakupu biletów przez Internet.
- Zainstalowanie aplikacji mapy.cz - bardzo przydatna apka działająca offline.
- Zainstalowanie apki radaru burzowego.
- Spisanie telefonów wszystkich możliwych noclegów, pól namiotowych itp. Niestety w czasie Covid-19 nie wszyscy gospodarze chętnie przyjmowali gości.
Cel:
Naszym głównym celem była podróż czerwonym rowerowym szlakiem Orlich Gniazd, ale sama jazda dla jazdy nie wchodziła w rachubę. Dzieci musiały mieć coś więcej… Podróżowanie z dziećmi jest trochę inne niż z dorosłymi. Główna różnica to dzienny przejechany dystans, liczba postojów i odpoczynków, cel i nagroda na końcu trasy. Nasze dzieci bardzo cieszyły się z ogniska, pieczonych na patyku kiełbasek, zwiedzania zamków, spania pod namiotem i drobnych upominków, jak rycerski miecz, czy welon księżniczki? Są to rzeczy i wspomnienia, których na co dzień nie mają, a długo pozostają w pamięci.
Należy jeszcze wspomnieć o dużej dawce cierpliwości i niewyczerpanych zasobach dobrego humoru. To warunek konieczny, aby jazda była niezapomnianym przeżyciem, a nie smętnym pochłanianiem kolejnych kilometrów.
Wieczór przed:
Kto ma dzieci ten wie, że pakowanie się w ciągu dnia jest niełatwym zadaniem. Nie inaczej było w naszym przypadku. W rozsądnych godzinach nastąpiło tylko przygotowanie rzeczy, które chcemy zabrać. Do pakowania przystąpiliśmy, dopiero kiedy nasze latorośle zasnęły. Raczej nie mięliśmy większych problemów i dylematów jak wszystko zapakować i co zabrać. Przydatna była przygotowana wcześniej lista sprzętowa. Po około dwóch godzinach sprzęt był wzorowo zapakowany i wszystko przygotowane do podróży.
Dzień pierwszy:
Zaczęło się o 6:00 – śniadanie, toaleta, ogarnięcie dzieci i przytroczenie sakw do rowerów. Podróż pociągiem minęła bardzo szybko i bez żadnych niespodzianek. No może poza jedną - gdy rower z przyczepką nie chciał się zmieści w przejściu pociągu, a drzwi nie chciały się zamknąć. Po odczepieniu przyczepki drzwi się domknęły, a konduktorka dała sygnał maszyniście. Tak rozpoczęła się nasza przygoda…
Wyruszyliśmy z Częstochowy do Olsztyna czerwonym szlakiem rowerowym. Tym sposobem dotarliśmy do pierwszego na naszej trasie Orlego Gniazda. Kolejny punkt wycieczki to Złoty Potok. Pyszna rybka na obiad dodała nam sił, a krótka kąpiel w jeziorze Amerykan ochłodziła nasze rozgrzane ciała. Wg pierwotnego planu tutaj chcieliśmy zostać na nocleg, jednak Adaś stwierdził, że chce jechać dalej. Nastąpiła szybka kalkulacja i okazało się, że do Mirowa mamy jeszcze 20 km. Podjęliśmy, na czele z dziećmi, to wyzwanie. 2h później dojechaliśmy do Mirowa. Trasa była doskonale oznaczona i przygotowana pod rower. Ze znalezieniem miejsca noclegowego nie mięliśmy większych problemów. Dzieci sprawnie rozłożyły ze mną namioty na polu z widokiem na zamek, a żona przygotowała chrust i drewno na ognisko. Kiełbaski w takich okolicznościach przyrody i po takiej trasie smakują wyśmienicie. Po wieczornej toalecie pod chmurką nasze dzieci szybko usnęły. W tym dniu przejechaliśmy 59 km.
Dzień drugi:
Noc minęła szybko i bezstresowo. Nad ranem trochę popadało, ale o 7:30 było już tylko pochmurnie. Pierwsze śniadanko zrobione na kamieniach było dla dzieci nowym doświadczeniem, były nim zachwycone, a co ważniejsze zajadały ze smakiem. Zwiedzanie zamków w Mirowie i Bobolicach tym razem odpuściliśmy, ponieważ bywaliśmy tu już wcześniej. Zapakowaliśmy sprzęt na rowery i ruszyliśmy dalej. Kilometry w delikatnej mżawce szybko mijały, a droga była bardzo przyjemna. Nawigacja tak jak w dniu poprzednim nie sprawiała żadnych trudności. Pierwszy dłuższy odpoczynek zrobiliśmy za Podlesicami, a przed Morskiem przy wiacie odpoczynkowej zbudowanej dla „OLBRZYMÓW” – stół miał 1,5m wysokości do blatu i długi na jakieś 3m. Po drugim śniadaniu chmury rozwiał wiatr i wyszło piękne słońce. Ruszyliśmy w stronę czwartego Orlego Gniazda – zamku Bąkowiec w Morsku. Muszę przyznać, że podjazd był bardzo trudny. Bardzo stromy i po dużych kamieniach. Był to pierwszy raz, kiedy nie wjechałem z przyczepką i z Emilką w środku. Ten odcinek ok. 400 m pokonała na własnych nogach, dzielnie dopingując tatę. Tym razem większą atrakcją okazało się wielkie mrowisko niż zamek. Po spacerku wokół murów i kilku fotkach ruszyliśmy dalej przed siebie. Po drodze podjechaliśmy jeszcze pod skałę Okiennik Wielki. Jedno z ciekawszych miejsc na Jurze, dające trochę ochłody przed palącym słońcem. W tym dniu po południu miały przyjść burze, mimo że w obecnej chwili nic na to nie wskazywało. Całe szczęście, że kolega Dawid zaoferował się noclegiem w pobliskim Karlinie ze wszystkimi udogodnieniami na jego działce prysznic, drewniany statek, slackline, wieża widokowa i miękkie łóżka, a przede wszystkim dach nad głową. Burze przyszły punktualnie zgodnie z prognozą i trwały do późnych godzin wieczornych. Tego dnia przejechaliśmy 30 km.
Dzień trzeci:
Po nocy pod dachem dzień przywitał nas pochmurną i dżdżystą pogodą. To jednak nie przeszkadzało dzieciom w zabawie w piratów na statku, odkrywców na wieży i linoskoczków na taśmie slackline. My natomiast pakowaliśmy sprzęt i przygotowaliśmy rowery do dalszej drogi. Z Karlina wyruszyliśmy dość późno, ponieważ nie mięliśmy serca, aby wyrwać dzieci z tak dobrego rozpoczęcia dnia. Po kilku kilometrach dojechaliśmy do zamku w Ogrodzieńcu. Kiedy ja zamawiałem obiad, dzieci szukały swoich wojennych łupów. Jeszcze przed posiłkiem jak przystało na prawdziwą księżniczkę i jej wiernego rycerza przybyli ze zdobyczami. Adaś w swoim rycerskim stroju i z mieczem w ręku, a Emilka w welonie księżniczki z białym jednorożcem. Po krótkiej chwili ruszyliśmy w lekkiej mżawce dalej czerwonym szlakiem, zostawiając za sobą kolejne Orle Gniazdo. Szlak prowadził do Zamku Pilcza nieopodal Smolenia, ale celowo ominęliśmy ten kawałek drogi, ponieważ tydzień przed naszą wyprawą odwiedziliśmy to miejsce na rowerach. Kręcenie kolejnych kilometrów w lekkim deszczyku nawet nieźle nam wychodziło, ale kiedy w Cieślinie srogo lunęło, postanowiliśmy schować się pod wiatą przystankową. To był czas na krótki odpoczynek i pyszne przekąski. Ani się obejrzeliśmy i zza chmur wyjrzało słoneczko, które aż do zachodu nas nie opuszczało. Kolejny nocleg przewidziany był w Rabsztynie na prywatnym polu namiotowym. Dzieci jak zwykle bardzo pomogły przy rozkładaniu namiotów i zrobieniu kolacji. Przed zmrokiem udało się nam zobaczyć zamek. Zwiedzanie oczywiście odbyło się w nowych przebraniach. Dzień trzeci zamknęliśmy z wynikiem 39 km.
Dzień czwarty:
Pole namiotowe zlokalizowane było nieopodal knajpy, w której odbywało się wesele. W nocy z żoną co chwilę się budziliśmy. Dobrze, że przynajmniej grali fajne kawałki. Gdyby nie kolejny rowerowy dzień pewnie byśmy sobie trochę potańcowali. Niewyspani, ale zmotywowani do dalszej drogi wstaliśmy wczesnym rankiem, szybko się ogarnęliśmy i już o 9:00 zaczęliśmy kolejny etap podróży. Z Rabsztyna do Krakowa zostało tylko 65 km, Adaś stwierdził, że chciałby dzisiaj dojechać i cały szlak zrobić w cztery dni. Trochę ostudziłem jego zapał, wiedząc co nas czeka - dużo podjazdów i stromych zjazdów. Tego dnia zaczęliśmy małopolski odcinek trasy, który jest dużo gorzej oznaczony, a ścieżki rowerowe są bardziej wymagające. Trudy podróży rekompensowały piękne widoki i ciekawe miejsca. Po drodze odwiedziliśmy klasztor w Czernej, do którego prowadził stromy i wyczerpujący podjazd. Adaś po raz kolejny mnie zadziwił, podjeżdżając pod samą klasztorną bramę bez większego wysiłku. W Krzeszowicach zjedliśmy obiad i pojechaliśmy na zamek Tenczyn. W cenie biletu był przewodnik, który barwnie opowiadał o historii zamku. Po zwiedzaniu udaliśmy się na nocleg, po drodze przejeżdżając obok Czarnego Stawu, nieopodal Niedźwiedziej Góry w Tenczyńskim Parku Krajobrazowym. Dzisiaj trasa miała 43 km.
Dzień piąty:
Po raz pierwszy miałem okazję przespać się w hamaku. Przyjemne bujanie i upragniona cisza spowodowały, że szybko zasnąłem. Niestety błogi sen nie trwał długo, żona postanowiła mnie brutalnie obudzić o 6:00, tłumacząc się, że jeśli chcemy dojechać do Krakowa i pozwiedzać to musimy wcześniej wyjechać. Dzień na trasie zaczęliśmy lekko po godzinie 7:00. Początkowo jechało się bardzo przyjemnie. Asfaltowa ścieżka w środku lasu, zmieniająca się w szuter, utwardzoną ziemię, a na końcu jedno wielkie błoto. Na szczęście nie trwało to długo, ale hamulce piszczały do samego Krakowa. Cel naszej wyprawy zbliżał się nieubłaganie, a moje myśli krążyły wokół końca szlaku w Bronowicach w pobliżu pętli tramwajowej. Tak trochę bez sensu kończyć go w takim miejscu. Przecież i tak chcemy dojechać na Wawel. Szybki rzut oka na mapę, GPS i już wyznaczyłem nową trasę. Adaś nie mógł się już doczekać. Tato ile jeszcze? 7 km. Po 5 minutach jazdy kolejne pytanie, Tato daleko jeszcze? Nie, już tylko 6 km… takie pytania powtarzały się jeszcze ze dwa razy. Kiedy dojechaliśmy do Wisły i naszym oczom ukazał się majestatyczny Wawel, w tym momencie wybiła godzina 12:00 i zaczęły bić chyba wszystkie dzwony. Czuliśmy jakby to było dla nas. Przejechaliśmy w ciągu 5 dni ponad 200 km. Dystans dla dorosłego to żaden wyczyn, ale dla naszych dzielnych dzieci to jest bardzo wielki sukces. Na koniec naszej przygody ze szlakiem Orlich Gniazd było zwiedzanie, lody i zasłużony odpoczynek.
Podsumowanie:
Rowerowy szlak Orlich Gniazd ma długość ok. 190 km o łącznej sumie podjazdów 2041 m. Szlak jest średnio trudny, do przejechania praktycznie na każdym rowerze. Jednak jako taką kondycję trzeba mieć, aby móc co dzień pedałować średnio po 40 km. Czy szlak jest odpowiedni do przejechania przez dzieci? Jak widać jest to możliwe. Odpowiednia motywacja, przygotowanie i dobre nastawienie dzieci do trudów podróży może zdziałać cuda. Jeżeli chcemy aktywnie spędzać czas razem z dziećmi, to trzeba stworzyć możliwości, aby zrealizować to, czego zapragniemy. Tak też uczyniliśmy…
Ekwipunek:
- 3 sprawne rowery
- przyczepka rowerowa dla córki
- 3 bagażniki na sakwy
- 3 pary sakw
- 4 maty samopompujące Kerjag
- 2 małe lekkie namioty FN Rekvik II i Lighthouse II
- 4 śpiwory FN Finmark
- hamak
- termos FN Honer
- kuchenka turystyczna + kartusz gazu
- menażka
- ręczniki szybkoschnące FN Tramp, FN Frota
- powerbank o dużej pojemności
- 3 latarki (czołówki)
- łopatka
- scyzoryk i multitool
- kurtki przeciwdeszczowe
- ciepłe ubrania itp.
- apteczka „z magicznym plasterkiem na wszystko” sprawdzi się dla dzieci do ok. 3 - 4 lat
- kosmetyczka- preparat na komary i kleszcze Mugga oraz spirala do zapalenia Bross
- skarpety FN Anty Mosquito- maść po ukąszeniach
- prowiant i kilka przekąsek
Tekst i zdjęcie: Tomasz Wieczorek z Tuttu Katowice
W tym roku nasze wakacje miały być zupełnie inne niż rok temu. Zamiast wygrzewać się na chorwackiej plaży, chciałem spędzić czas z rodziną bardziej aktywnie. Pomysł na rowerowe „Orle Gniazda” pojawił się po tym, jak syn otrzymał nowy rower z kołami 24-calowymi. Adaś chciał sprawdzić jak szybko, daleko i długo będzie mógł jechać na swoich dwóch kółkach. Zaproponowałem przejażdżkę czerwonym szlakiem z Częstochowy do Krakowa, po drodze odwiedzając zamki i strażnice – około 190 km. Pomysł spodobał się całej rodzinie. Syn 8 lat, córka 3 lata, żona i ja trochę więcej…
Przygotowania:
Do naszej rodzinnej wyprawy przygotowywaliśmy się ok. 2 tygodni. To był idealny czas na sprawdzenie sprzętu, stworzenie listy niezbędnych rzeczy i trening, aby sprawdzić, czy dzieci będą w stanie przejechać 30 – 40 km dziennie. Aby umożliwić wyjazd całej naszej czwórce, należało sprostać nowym wyzwaniom. Zapewnić maksimum bezpieczeństwa i być przygotowanym na wszelkie zmiany, które mogą nas zaskoczyć na szlaku.
Szczegóły:
- O trasie można znaleźć wiele informacji w necie. Ja skorzystałem ze strony Silesia Travel. Znalazłem tam wiele przydatnych ciekawostek od opisu szlaku, atrakcji, po track w formacie GPX lub KML https://www.orlegniazda.pl/Trasy/Pokaz/12398/szlak-rowerowy-orlich-gniazd/1533
- Dobrze jest kupić bilety kolejowe dzień wcześniej. Lepiej nie stać w kolejce zaraz przed odjazdem pociągu.
W moim przypadku bardzo dobrze sprawdziła się opcja zakupu biletów przez Internet.
- Zainstalowanie aplikacji mapy.cz - bardzo przydatna apka działająca offline.
- Zainstalowanie apki radaru burzowego.
- Spisanie telefonów wszystkich możliwych noclegów, pól namiotowych itp. Niestety w czasie Covid-19 nie wszyscy gospodarze chętnie przyjmowali gości.
Cel:
Naszym głównym celem była podróż czerwonym rowerowym szlakiem Orlich Gniazd, ale sama jazda dla jazdy nie wchodziła w rachubę. Dzieci musiały mieć coś więcej… Podróżowanie z dziećmi jest trochę inne niż z dorosłymi. Główna różnica to dzienny przejechany dystans, liczba postojów i odpoczynków, cel i nagroda na końcu trasy. Nasze dzieci bardzo cieszyły się z ogniska, pieczonych na patyku kiełbasek, zwiedzania zamków, spania pod namiotem i drobnych upominków, jak rycerski miecz, czy welon księżniczki? Są to rzeczy i wspomnienia, których na co dzień nie mają, a długo pozostają w pamięci.
Należy jeszcze wspomnieć o dużej dawce cierpliwości i niewyczerpanych zasobach dobrego humoru. To warunek konieczny, aby jazda była niezapomnianym przeżyciem, a nie smętnym pochłanianiem kolejnych kilometrów.
Wieczór przed:
Kto ma dzieci ten wie, że pakowanie się w ciągu dnia jest niełatwym zadaniem. Nie inaczej było w naszym przypadku. W rozsądnych godzinach nastąpiło tylko przygotowanie rzeczy, które chcemy zabrać. Do pakowania przystąpiliśmy, dopiero kiedy nasze latorośle zasnęły. Raczej nie mięliśmy większych problemów i dylematów jak wszystko zapakować i co zabrać. Przydatna była przygotowana wcześniej lista sprzętowa. Po około dwóch godzinach sprzęt był wzorowo zapakowany i wszystko przygotowane do podróży.
Dzień pierwszy:
Zaczęło się o 6:00 – śniadanie, toaleta, ogarnięcie dzieci i przytroczenie sakw do rowerów. Podróż pociągiem minęła bardzo szybko i bez żadnych niespodzianek. No może poza jedną - gdy rower z przyczepką nie chciał się zmieści w przejściu pociągu, a drzwi nie chciały się zamknąć. Po odczepieniu przyczepki drzwi się domknęły, a konduktorka dała sygnał maszyniście. Tak rozpoczęła się nasza przygoda…
Wyruszyliśmy z Częstochowy do Olsztyna czerwonym szlakiem rowerowym. Tym sposobem dotarliśmy do pierwszego na naszej trasie Orlego Gniazda. Kolejny punkt wycieczki to Złoty Potok. Pyszna rybka na obiad dodała nam sił, a krótka kąpiel w jeziorze Amerykan ochłodziła nasze rozgrzane ciała. Wg pierwotnego planu tutaj chcieliśmy zostać na nocleg, jednak Adaś stwierdził, że chce jechać dalej. Nastąpiła szybka kalkulacja i okazało się, że do Mirowa mamy jeszcze 20 km. Podjęliśmy, na czele z dziećmi, to wyzwanie. 2h później dojechaliśmy do Mirowa. Trasa była doskonale oznaczona i przygotowana pod rower. Ze znalezieniem miejsca noclegowego nie mięliśmy większych problemów. Dzieci sprawnie rozłożyły ze mną namioty na polu z widokiem na zamek, a żona przygotowała chrust i drewno na ognisko. Kiełbaski w takich okolicznościach przyrody i po takiej trasie smakują wyśmienicie. Po wieczornej toalecie pod chmurką nasze dzieci szybko usnęły. W tym dniu przejechaliśmy 59 km.
Dzień drugi:
Noc minęła szybko i bezstresowo. Nad ranem trochę popadało, ale o 7:30 było już tylko pochmurnie. Pierwsze śniadanko zrobione na kamieniach było dla dzieci nowym doświadczeniem, były nim zachwycone, a co ważniejsze zajadały ze smakiem. Zwiedzanie zamków w Mirowie i Bobolicach tym razem odpuściliśmy, ponieważ bywaliśmy tu już wcześniej. Zapakowaliśmy sprzęt na rowery i ruszyliśmy dalej. Kilometry w delikatnej mżawce szybko mijały, a droga była bardzo przyjemna. Nawigacja tak jak w dniu poprzednim nie sprawiała żadnych trudności. Pierwszy dłuższy odpoczynek zrobiliśmy za Podlesicami, a przed Morskiem przy wiacie odpoczynkowej zbudowanej dla „OLBRZYMÓW” – stół miał 1,5m wysokości do blatu i długi na jakieś 3m. Po drugim śniadaniu chmury rozwiał wiatr i wyszło piękne słońce. Ruszyliśmy w stronę czwartego Orlego Gniazda – zamku Bąkowiec w Morsku. Muszę przyznać, że podjazd był bardzo trudny. Bardzo stromy i po dużych kamieniach. Był to pierwszy raz, kiedy nie wjechałem z przyczepką i z Emilką w środku. Ten odcinek ok. 400 m pokonała na własnych nogach, dzielnie dopingując tatę. Tym razem większą atrakcją okazało się wielkie mrowisko niż zamek. Po spacerku wokół murów i kilku fotkach ruszyliśmy dalej przed siebie. Po drodze podjechaliśmy jeszcze pod skałę Okiennik Wielki. Jedno z ciekawszych miejsc na Jurze, dające trochę ochłody przed palącym słońcem. W tym dniu po południu miały przyjść burze, mimo że w obecnej chwili nic na to nie wskazywało. Całe szczęście, że kolega Dawid zaoferował się noclegiem w pobliskim Karlinie ze wszystkimi udogodnieniami na jego działce prysznic, drewniany statek, slackline, wieża widokowa i miękkie łóżka, a przede wszystkim dach nad głową. Burze przyszły punktualnie zgodnie z prognozą i trwały do późnych godzin wieczornych. Tego dnia przejechaliśmy 30 km.
Dzień trzeci:
Po nocy pod dachem dzień przywitał nas pochmurną i dżdżystą pogodą. To jednak nie przeszkadzało dzieciom w zabawie w piratów na statku, odkrywców na wieży i linoskoczków na taśmie slackline. My natomiast pakowaliśmy sprzęt i przygotowaliśmy rowery do dalszej drogi. Z Karlina wyruszyliśmy dość późno, ponieważ nie mięliśmy serca, aby wyrwać dzieci z tak dobrego rozpoczęcia dnia. Po kilku kilometrach dojechaliśmy do zamku w Ogrodzieńcu. Kiedy ja zamawiałem obiad, dzieci szukały swoich wojennych łupów. Jeszcze przed posiłkiem jak przystało na prawdziwą księżniczkę i jej wiernego rycerza przybyli ze zdobyczami. Adaś w swoim rycerskim stroju i z mieczem w ręku, a Emilka w welonie księżniczki z białym jednorożcem. Po krótkiej chwili ruszyliśmy w lekkiej mżawce dalej czerwonym szlakiem, zostawiając za sobą kolejne Orle Gniazdo. Szlak prowadził do Zamku Pilcza nieopodal Smolenia, ale celowo ominęliśmy ten kawałek drogi, ponieważ tydzień przed naszą wyprawą odwiedziliśmy to miejsce na rowerach. Kręcenie kolejnych kilometrów w lekkim deszczyku nawet nieźle nam wychodziło, ale kiedy w Cieślinie srogo lunęło, postanowiliśmy schować się pod wiatą przystankową. To był czas na krótki odpoczynek i pyszne przekąski. Ani się obejrzeliśmy i zza chmur wyjrzało słoneczko, które aż do zachodu nas nie opuszczało. Kolejny nocleg przewidziany był w Rabsztynie na prywatnym polu namiotowym. Dzieci jak zwykle bardzo pomogły przy rozkładaniu namiotów i zrobieniu kolacji. Przed zmrokiem udało się nam zobaczyć zamek. Zwiedzanie oczywiście odbyło się w nowych przebraniach. Dzień trzeci zamknęliśmy z wynikiem 39 km.
Dzień czwarty:
Pole namiotowe zlokalizowane było nieopodal knajpy, w której odbywało się wesele. W nocy z żoną co chwilę się budziliśmy. Dobrze, że przynajmniej grali fajne kawałki. Gdyby nie kolejny rowerowy dzień pewnie byśmy sobie trochę potańcowali. Niewyspani, ale zmotywowani do dalszej drogi wstaliśmy wczesnym rankiem, szybko się ogarnęliśmy i już o 9:00 zaczęliśmy kolejny etap podróży. Z Rabsztyna do Krakowa zostało tylko 65 km, Adaś stwierdził, że chciałby dzisiaj dojechać i cały szlak zrobić w cztery dni. Trochę ostudziłem jego zapał, wiedząc co nas czeka - dużo podjazdów i stromych zjazdów. Tego dnia zaczęliśmy małopolski odcinek trasy, który jest dużo gorzej oznaczony, a ścieżki rowerowe są bardziej wymagające. Trudy podróży rekompensowały piękne widoki i ciekawe miejsca. Po drodze odwiedziliśmy klasztor w Czernej, do którego prowadził stromy i wyczerpujący podjazd. Adaś po raz kolejny mnie zadziwił, podjeżdżając pod samą klasztorną bramę bez większego wysiłku. W Krzeszowicach zjedliśmy obiad i pojechaliśmy na zamek Tenczyn. W cenie biletu był przewodnik, który barwnie opowiadał o historii zamku. Po zwiedzaniu udaliśmy się na nocleg, po drodze przejeżdżając obok Czarnego Stawu, nieopodal Niedźwiedziej Góry w Tenczyńskim Parku Krajobrazowym. Dzisiaj trasa miała 43 km.
Dzień piąty:
Po raz pierwszy miałem okazję przespać się w hamaku. Przyjemne bujanie i upragniona cisza spowodowały, że szybko zasnąłem. Niestety błogi sen nie trwał długo, żona postanowiła mnie brutalnie obudzić o 6:00, tłumacząc się, że jeśli chcemy dojechać do Krakowa i pozwiedzać to musimy wcześniej wyjechać. Dzień na trasie zaczęliśmy lekko po godzinie 7:00. Początkowo jechało się bardzo przyjemnie. Asfaltowa ścieżka w środku lasu, zmieniająca się w szuter, utwardzoną ziemię, a na końcu jedno wielkie błoto. Na szczęście nie trwało to długo, ale hamulce piszczały do samego Krakowa. Cel naszej wyprawy zbliżał się nieubłaganie, a moje myśli krążyły wokół końca szlaku w Bronowicach w pobliżu pętli tramwajowej. Tak trochę bez sensu kończyć go w takim miejscu. Przecież i tak chcemy dojechać na Wawel. Szybki rzut oka na mapę, GPS i już wyznaczyłem nową trasę. Adaś nie mógł się już doczekać. Tato ile jeszcze? 7 km. Po 5 minutach jazdy kolejne pytanie, Tato daleko jeszcze? Nie, już tylko 6 km… takie pytania powtarzały się jeszcze ze dwa razy. Kiedy dojechaliśmy do Wisły i naszym oczom ukazał się majestatyczny Wawel, w tym momencie wybiła godzina 12:00 i zaczęły bić chyba wszystkie dzwony. Czuliśmy jakby to było dla nas. Przejechaliśmy w ciągu 5 dni ponad 200 km. Dystans dla dorosłego to żaden wyczyn, ale dla naszych dzielnych dzieci to jest bardzo wielki sukces. Na koniec naszej przygody ze szlakiem Orlich Gniazd było zwiedzanie, lody i zasłużony odpoczynek.
Podsumowanie:
Rowerowy szlak Orlich Gniazd ma długość ok. 190 km o łącznej sumie podjazdów 2041 m. Szlak jest średnio trudny, do przejechania praktycznie na każdym rowerze. Jednak jako taką kondycję trzeba mieć, aby móc co dzień pedałować średnio po 40 km. Czy szlak jest odpowiedni do przejechania przez dzieci? Jak widać jest to możliwe. Odpowiednia motywacja, przygotowanie i dobre nastawienie dzieci do trudów podróży może zdziałać cuda. Jeżeli chcemy aktywnie spędzać czas razem z dziećmi, to trzeba stworzyć możliwości, aby zrealizować to, czego zapragniemy. Tak też uczyniliśmy…
Ekwipunek:
- 3 sprawne rowery
- przyczepka rowerowa dla córki
- 3 bagażniki na sakwy
- 3 pary sakw
- 4 maty samopompujące Kerjag
- 2 małe lekkie namioty FN Rekvik II i Lighthouse II
- 4 śpiwory FN Finmark
- hamak
- termos FN Honer
- kuchenka turystyczna + kartusz gazu
- menażka
- ręczniki szybkoschnące FN Tramp, FN Frota
- powerbank o dużej pojemności
- 3 latarki (czołówki)
- łopatka
- scyzoryk i multitool
- kurtki przeciwdeszczowe
- ciepłe ubrania itp.
- apteczka „z magicznym plasterkiem na wszystko” sprawdzi się dla dzieci do ok. 3 - 4 lat
- kosmetyczka- preparat na komary i kleszcze Mugga oraz spirala do zapalenia Bross
- skarpety FN Anty Mosquito- maść po ukąszeniach
- prowiant i kilka przekąsek
Tekst i zdjęcie: Tomasz Wieczorek z Tuttu Katowice
Pokaż więcej wpisów z
Wrzesień 2020
Polecane
Promocja
Termos HONER 0.5 L
63,99 zł brutto/1szt.Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 72,80 zł/1szt.-12%
Cena katalogowa: 79,99 zł brutto/1szt.-20%
Promocja
Mata samopompująca KERJAG 800g / 3.5 cm
269,00 zł brutto/1szt.Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 299,99 zł/1szt.-10%
Cena katalogowa: 359,99 zł brutto/1szt.-25%
Promocja
Skarpety ANTI MOSQUITO
9,99 zł brutto/1szt.Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 15,99 zł/1szt.-37%
Cena katalogowa: 35,99 zł brutto/1szt.-72%
Promocja
Namiot REKVIK II NG / 2.25 kg
1 099,99 zł brutto/1szt.Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 1 279,00 zł/1szt.-14%
Cena katalogowa: 1 599,99 zł brutto/1szt.-31%